sobota, 7 grudnia 2013

après un long silence... / po długiej przerwie...

Je reviens, je reviens après un très, très long silence, avec un nouveau look ! Mais ce n'est pas parce que je n'ai rien à dire que je n'écris rien ici, c'est bien le contraire : je n'arrive pas à décrire tout ce que je suis en train de vivre. Je suis donc obligée d'abandonner l'idée de blog-compte-rendu. Je ne serais jamais capable de rattrapper tous ces événements qui ont eu lieu depuis mon article précédent, de les raconter de la même manière que je le faisais au début, avec toutes les photos que j'ai prises, avec toutes les émotions que j'ai ressenties... et encore après, traduire tout cela en polonais. Peut-être dès maintenant mes articles seront-ils moins ordonnés et moins détaillés. Tant pis. Comme quoi, ils raconteront non pas ce que je vis ici au jour le jour, mais plutôt comment je le vis.

Wracam, wracam po długiej, długiej przerwie w pisaniu, w nowej odsłonie! A nie piszę nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia... Wprost przeciwnie, ja tylko zwyczajnie nie daję rady opisywać na bieżąco tego wszystko, co tutaj przeżywam. Muszę więc zrezygnować z pisania bloga-sprawozdania. Nigdy nie zdołałabym nadrobić wszystkiego, co zdarzyło się od czasu mojego ostatniego posta, opowiedzieć o tym tak, jak robiłam to na początku, ze zdjęciami, wrażeniami... a potem jeszcze tłumaczyć to wszystko na polski (tak, zawsze najpierw tworzę francuską wersję, a potem nie radzę sobie z językiem ojczystym...). Być może od teraz moje posty będą mniej uporządkowane i nie tak szczegółowe. Trudno. Będą więc opowiadać nie do końca o tym, co ja tutaj przeżywam dzień po dniu, ale o tym jak ja to przeżywam.

Le Jardin d'enfants, le coeur de mon projet. L'essentiel. Les trois mois que j'ai passé en travaillant là avec Lory ont bouleversé mes idées, mes projets, mes sentiments... La découverte de la pédagogie Steiner... C'est drôle, mais au moment où j'ai trouvé ce projet sur Internet (et il y a de cela exactement un an et un mois...), je n'avais aucune idée sur ce que pouvait être cette pédagogie. J'ai tapé le truc sur google, d'abord en polonais, pour voir de quoi s'agissait-il... Bon, certains sites que j'ai trouvés auraient pu me décourager assez facilement, mais heureusement, j'ai décidé d'aller un peu plus loin dans mes recherches. Il y avait dans tout cela quelque chose de très tentant pour moi... D'abord, j'avoue, c'était surtout le côté "esthétique" : des jouets faits à la main, des intérieurs des jardins d'enfants et des écoles. Moi, qui adore tellement toutes sortes de travaux manuels, je trouve une pédagogie qui privilégie ce genre d'activités ! Les enfants qui tricotent à l'école ! Ensuite, j'ai regardé d'autres photos des jardins d'enfants, j'ai lu quelques articles et j'ai eu un drôle de sentiment... J'avais l'impression que des choses que je faisais intuitivement, n'ayant aucun systhème pédagogique dans la tête, avec mes Enfants de la campagne s'approchaient en quelque sorte de certains aspects de cette pédagogie... Et que les choses qu'on laisse les enfants faire ( et non pas qu'on les fait faire... ), c'est exactement ce que j'aimais le plus quand j'étais petite ! Pour moi, c'est la preuve que beaucoup de principes steinériens ne sont pas artificiels, mais qu'ils ont quelque chose de très naturel... (je ne saurais pas encore dire si toute la pédagogie Steiner est comme ça, je suis en pleine découverte, ça exige du temps... ).

Przedszkole, zwane tutaj ogrodem, serce mojego projektu. Najważniejsza sprawa. Te trzy miesiące, które spędziłam tam pracując z Lory totalnie pozmieniały moje pomysły, plany, odczucia... Odkrycie pedagogiki waldorfskiej... To dziwne, ale kiedy znalazłam ten projekt w Internecie (a było to dokładnie trzynaście miesięcy temu), nie miałam zielonego pojęcia o istnieniu tej pedagogiki. Wstukałam to w google, najpierw po polsku, żeby się nieco zorientować... Cóż, niektóre strony, które znalazłam, mogły mnie raczej zniechęcić, ale na szczęście postanowiłam posunąć się nieco dalej w moich poszukiwaniach. Było w tym coś bardzo dla mnie pociągającego... Najpierw, przyznaję, poruszyła mnie szczególnie strona "estetyczna": ręcznie robione zabawki oraz wnętrza szkół i przedszkoli. Ja, ktoś, kto tak uwielbia wszelkiego rodzaju robótki ręczne, znajduję pedagogikę, która kładzie ogromny nacisk na tego typu zajęcia! Dzieci robiące na drutach w szkole! Później zobaczyłam także inne zdjęcia z przedszkoli waldorfskich, przeczytałam parę artykułów i doznałam takiego przedziwnego uczucia... Miałam wrażenie, że niektóre rzeczy, które intuicyjnie robiłam z moimi Dziećmi z mazowieckiej wsi, nie mając w głowie żadnego systemu pedagogicznego, były w jakiś sposób bliskie pewnym założeniom pedagogiki waldorfskiej... I to, co pozwalamy robić dzieciom (a nie to, co każemy im robić), to jest dokładnie to, co sama lubiłam najbardziej, gdy byłam mała! Dla mnie to dowód na to, że wiele walforskich założeń nie ma w sobie nic przekombinowanego i że, wręcz przeciwnie, jest to coś bardzo naturalnego... (nie jestem jeszcze w stanie powiedzieć, czy cała pedagogika waldorfska jest taka, ciągle ją odkrywam, a to wymaga czasu...)

Prenons donc l'exemple le plus simple: un des pilliers de la journée au jardin d'enfants, le jeu libre. Tout ce qu’exige plus tard le sérieux de l’existence et tout le sérieux que comporte le travail, tout cela est en œuvre dans les jeux de l’enfant. Son travail est jeu, son jeu est travail, dit Monsieur Steiner. L'importance du jeu libre pour le développement de l'enfant est claire : l'enfant, quand il n'est pas empêché de jouer à son aise, s'épanouit, parce qu'il travaille avec son imagination. Les jouets qui se trouvent au jardin d'enfants privilégient ce travail intérieur de l'imagination. Il n'y a pas d'objets trop finis, les jouets sont toujours très simples... Des bouts de bois, des cailloux, des pommes de pins, des tissus, des foulards, des cordélières crochetées... Tout cela permet aux enfants d'inventer un nombre infini de lieux et de personnages, de construire et de se déguiser. Je me souviens très bien de mes jeux quand j'étais petite : c'était exactement ça ! Ah, cette capacité de créer quelque chose avec rien du tout... Pourquoi bien des gens la perd au fil des années... ? En outre, au jardin d'enfants, il y a plein d'objets qui permettent de jouer à la vie ( Deux mots magiques indiquent comment l'enfant entre en rapport avec son entourage. Ces mots sont imitation et modèle.) : une cuisine, des animaux en feutrine, des poupées avec des visages à peine esquissés ( ou même sans visage, ce qui peut des fois surprendre... ) En effet, lorsque l'enfant a devant lui la serviette enroulée, il faut que dans son imagination, il complète cet objet pour lui donner l'apparence d'un être humain. Ce travail de l'imagination active l'élaboration des formes du cerveau. Celui-ci s'assouplit et s'épanouit comme les muscles de la main grâce à un travail approprié. Si l'on donne à l'enfant une "belle poupée", le cerveau n'a plus rien à faire. Loin de s'épanouir, il dépérit et se dessèche...  écrit Steiner à propos des jouets... (voilà, j'étudie bien ! ). Les résultats de ces jeux sont parfois tellement beaux... Regardez seulement ces photos :

Weźmy zatem najprostszy przykład: jednym z filarów dnia w przedszkolu waldorfskim jest "wolna zabawa" (może lepiej byłoby powiedzieć "swobodna"? nie wiem...) Wszystko, czego wymaga później powaga istnienia i cała powaga, jaką zawiera w sobie praca, znajduje się w zabawie dziecka. Jego praca jest zabawą, jego zabawa jest pracą, mówi pan Steiner. Znaczenie tej "swobodnej" zabawy w rozwoju dziecka jest oczywiste: dziecko, kiedy mu nikt i nic nie przeszkadza w bawieniu się, rozkwita, ponieważ używa wyobraźni. Zabawki znajdujące się w przedszkolu waldorfskim wspierają tę wewnętrzną pracę wyobraźni. Nie ma tam przedmiotów przesadnie wykończonych, zabawki są zawsze bardzo proste. Kawałki drewna, kamyki, szyszki, tkaniny, apaszki, sznurki robione na szydełku ... Wszystko to pozwala dzieciom wymyślać nieskończoną ilość miejsc i postaci, budować i przebierać się. Bardzo dobrze pamiętam moje zabawy, gdy byłam mała: to było dokładnie to! Ach, ta zdolność do tworzenia czegoś z niczego... Dlaczego tylu ludzi ją traci z biegiem lat...? Poza tym, w przedszkolu waldorfskim znajduje się mnóstwo przedmiotów, które pozwalają dzieciom bawić się w prawdziwe życie (Istnieją dwa magiczne słowa, które mówią, jak dziecko włącza się w swoje otoczenie. Są nimi naśladowanie i przykład.): kuchnia, zwierzątka z filcu, lalki, z delikatnie zarysowanym twarzami (lub też nawet bez twarzy, co może być nieco zaskakujące). Kiedy dziecko ma przed sobą taką pozwijaną serwetkę, musi sobie własną fantazją dodać to, co dopiero sprawi, że serwetka „staje się” człowiekiem. Taka praca fantazji działa kształtująco na formy mózgu. Rozwija się on tak, jak muskułu ręki rozwijają się dzięki odpowiedniej dla siebie pracy. Jeżeli dziecko dostaje tzw. „piękną” lalkę, to mózg nie ma już co robić. Marnieje i usycha, zamiast rozwijać się (tłumaczenie nie moje)... pisze Steiner o zabawkach (widać, że się dokształcam!). Efekty tych zabaw są czasem tak piękne... Zobaczcie tylko:






Ces jeux libres se déroulent également à l'extérieur. Tous les jours, les enfants passent beaucoup de temps dans le jardin, le lundi on est au bois toute la matinée et le mercredi on fait une longue promenade. Ils n'ont vraiment besoin de rien pour être heureux... Des bâtons, des feuilles, de la gadou... voilà ce qui devient leurs jouets. Il suffit de leur donner un bout de ficelle, un petit couteau ou un seau pour qu'ils puissent travailler avec ce qu'ils trouvent dans la nature. Un lundi, lorsqu'on était au bois, je me suis posé la question : Qu'est-ce que ça donnerait si on disait à un groupe d'adultes de passer quelques heures au bois sans leur proposer aucune activité ? Sauraient-ils passer ce temps aussi fructueusement que ces petits ? Je suis quasi sûre que, dans la plupart des cas, non...

Te swobodne zabawy rozgrywają się także na zewnątrz. Codziennie dzieciaki spędzają mnóstwo czasu w ogrodzie, w poniedziałki jesteśmy w lesie przez cały poranek, a w środy chodzimy na długie spacery. Dzieciom nie potrzeba naprawdę niczego do szczęścia... Patyki, liście, trochę błota... oto, co staje się ich zabawkami. Wystarczy im dać kawałek sznurka, nożyk czy wiaderko, by mogły pracować z tym, co znajdą w przyrodzie. Zdarzyło mi się raz w pewien poniedziałek, gdy byliśmy w lesie pomyśleć: A co by się stało, gdybyśmy tak grupie dorosłych ludzi kazali spędzić kilka godzin w lesie, nie proponując im żadnego zajęcia? Potrafiliby spędzić ten czas tak samo owocnie jak te maluchy? Jestem prawie pewna, że, w większości przypadków, nie...








Et ce qui me touche au plus profond de mon être, c'est de regarder les enfants créer. Quoi que ce soit. S'il s'agit d'un petit pain ou bien d'un bricolage quelconque, voir leurs petits doigts parfois encore un peu maladroits essayer de construire quelque chose de beau, leurs visages pleins de concentration, pour moi, c'est une source infinie d'émerveillement...

Nic mnie tak nie porusza, jak widok dzieci, które coś tworzą. Cokolwiek. Nieważne, czy chodzi o bułkę, czy też o jakiekolwiek majsterkowanie, widzieć ich małe paluszki, tak czasem jeszcze  niezgrabne, usiłujące coś zbudować, ich twarze pełne skupienia, to dla mnie nieskończone źródło zachwytu...




Et pourtant, que ces photos bucoliques ne vous égarent pas ! Jamais de ma vie je n'ai travaillé autant que je le fais ici et maintenant. Être avec les enfants, ça veut dire être présent toujours, toujours, sans cesse, entièrement, ça veut dire inventer, être créatif, rester zen même quand ça crie, saute et pleure ( ce qui s'avère beaucoup plus efficace que de s'emporter... )... J'apprends énormément, chaque jour, j'apprends comment faire, comment les observer et les comprendre, comment les aborder, comment réagir ( et surtout dans des situations extrêmes ). Je me pose plein de questions de nature pédagogique et existentielle. Parfois, je n'ose pas encore les formuler, mais ça travaille en moi. Ça me chamboule. Je me mets et remets en question. Je me laisse avoir des doutes. Je sais que je ne veux plus continuer ma carrière de philologue à l'université ( puisqu'on peut être philologue même si on n'a pas de master en matière ! ). Et je réfléchis... et je vis en même temps des moments que je peux déjà compter parmi les plus heureux de ma vie. Et je tricote. Et je couds. Et je rêve...
Et je voudrais encore raconter ici tant de choses... Par exemple, les belles fêtes que j'ai vécues à l'école... Mais ce n'est plus pour aujourd'hui. J'essaierai de m'y mettre encore avant Noël, mais sera-ce possible...? Je ne promets donc rien. Et dans deux semaines... la Pologne !!!

Nie dajcie się jednak zwieść tym sielankowym fotografiom! Nigdy w życiu nie pracowałam tak jak to robię tu i teraz. Być z dziećmi to znaczy być zawsze obecnym, zawsze, bez przerwy, całkowicie, to znaczy wymyślać, tworzyć, zachowywać spokój, nawet jeśli to krzyczy, skacze i płacze (co okazuje się o wiele bardziej skuteczne niż wychodzenie z siebie...). Uczę się tak dużo, codziennie, uczę się jak działać, jak je obserwować i rozumieć, jak do nich podchodzić, jak reagować (przede wszystkim w sytuacjach ekstremalnych). Noszę w sobie wiele pytań natury pedagogicznej i egzystencjalnej. Czasem jeszcze nie ośmielam się ich formułować, ale to wszystko we mnie pracuje. Wywraca mi życie do góry nogami. Pozwalam sobie na wątpliwości. Wiem, że nie chcę już kontynuować kariery filologicznej na uniwersytecie (no bo przecież można być filologiem bez magistra w tej dziedzinie!). I zastanawiam się... przeżywając jednocześnie chwile, które już mogę zaliczyć do tych najszczęśliwszych w życiu... I robię na drutach. I szyję. I marzę...
I chciałabym jeszcze tyle tu opowiedzieć.... Na przykład, jakie piękne święta miałam okazję przeżyć w szkole... Ale to już nie na dzisiaj. Spróbuję zabrać się za to przed Bożym Narodzeniem, tylko czy to będzie możliwe...? Nic zatem nie obiecuję. A za dwa tygodnie... Polska!!!


poniedziałek, 23 września 2013

La fin de l'été... / Koniec lata...

C'est un tournesol qui tourne qui tourne
C'est un tournesol qui tourne vers le soleil
Et il danse, et il danse
L'été va se terminer...
...on chante dans une de ces chansons que j'ai connues pendant mes trois premières semaines au jardin d'enfants. Et c'est vrai : on a déjà pu sentir que l'été tend vers sa fin. L'automne s'amorce et j'ai déjà commencé à avoir très froid. J'ai attrapé également un gros rhume (comme l'a dit Jean-Marie, je sens la belgitude dans le nez... ). J'ai besoin de bien me couvrir et de sortir tous mes chapeaux et écharpes (heureusement que l'automne a décidé de venir en Belgique en même temps que mon colis de Pologne, rempli de tout ce qui m'est indispensable pour survivre à ce temps capricieux du plat pays...), mais c'est justement la raison pour laquelle l'automne est ma saison préférée. J'adore m'emmitoufler, mettre mes tricots ou bien me faufiler sous ma couette quand les gouttes de pluie battent sur les vitres... Et boire du thé chaud avec du miel, et tricoter, et entendre le bois craquer dans la cheminée... Ah, ça me fait rêver ! Aujourd'hui, pourtant, il y a du soleil et il fait assez chaud... Je viens de commencer ma quatrième semaine de travail au jardin d'enfants. Ma vie n'est plus la même.
Je me suis déjà habituée au rythme de la journée. Le rythme. C'est ça. Ça change tout ! Pendant les trois dernières années à Cracovie, j'ai vécu sans un rythme bien établi. Un jour, j'avais des cours jusqu'à 20 heures et l'autre je n'en avais qu'un seul. Un jour, je me levais à 7 heures du matin et l'autre à 10 heures. Ici, je me lève à 6h20, bon, d'accord, mon réveil, il sonne à 6h20, moi, je me lève un peu plus tard... Je croyais que ça allait être la galère, mais ce n'est que pendant la première semaine que c'était vraiment difficile. Le rythme, ça fait du bien. C'est pour cela qu'il est tellement important au jardin d'enfants...
On commence à 8h30 par la chanson qui suit :

Bonjour les oiseaux, bonjour les amis
Réveillez-vous, le soleil luit
Coucou, coucou
Bonjour les oiseaux, bonjour les amis
Une bonne journée va commencer
Bonjour, bonjour...
Bonjour Dalva ! Bonjour Achilles ! Bonjour Léon ! Bonjour Alexandre ! Bonjour Sofia ! Bonjour Maellia ! Bonjour Louise ! Bonjour Louise ! Bonjour Abigaelle ! Bonjour Abel ! Bonjour Milo ! Bonjour Baptiste ! Bonjour Jeanne ! Bonjour Lili ! Bonjour Lory ! Bonjour Kasia !

Ensuite, les enfants jouent librement tandis que Lory et moi, on s'occupe d'une activité dans laquelle les enfants peuvent nous imiter : on coupe des fruits, on fait de la pâte pour le gâteau ou pour le pain, on nettoie les planches de peinture, on prépare des tartines pour le goûter (avec le pain qu'on a fait la veille, nous-mêmes avec les enfants !). Après le jeu libre, il y a une activité pour les enfants: on dessine, on fait du pain, on fait de la peinture. On prend le goûter et on va jouer dehors (peu importe le temps qu'il fait): ce jeu est également libre. Puis, la ronde d'histoire et le dîner. Après le dîner, tout le monde fait la sieste... (moi aussi !)

Oto słonecznik, który obraca się w stronę słońca
I tańczy, i tańczy
Wkrótce skończy się lato...
...śpiewamy w jednej z piosenek, które poznałam podczas pierwszych trzech tygodni w przedszkolu. I rzeczywiście można było już poczuć, że lato zmierza ku końcowi. Oto nadchodzi jesień, a mnie zaczęło robić się strasznie zimno. Złapałam też niestety ogromny katar (jak powiedział Jean-Marie, czuję belgitude w nosie...). Muszę się dobrze okrywać i wyciągać już wszystkie moje czapki, kapelusze i szaliki (całe szczęście, że jesień postanowiła przybyć do Belgii w tym samym czasie, co moja paczka z Polski, wypełniona wszystkim, co jest mi niezbędne, by wytrwać w tej kapryśnej aurze płaskiego kraju...), ale to jest właśnie powód, dla którego jesień jest moją ulubioną porą roku. Uwielbiam otulać się od stóp do głów, przydziewać moje robótki, chować się pod kołdrą, gdy krople deszczu uderzają w szyby... I pić gorącą herbatkę z miodem, robić na drutach, słyszeć jak drewno strzela w kominku... Ach, rozmarzyłam się! Tymczasem dziś świeci słonko i jest dosyć ciepło. Zaczęłam czwarty tydzień pracy w przedszkolu. Moje życie już nie jest takie samo... 
Przyzwyczaiłam się już do rytmu dnia. No właśnie, rytm. To jest to. Rytm zmienia absolutnie wszystko! W ciągu ostatnich 3 lat w Krakowie właściwie nie miałam stałego rytmu. Jednego dnia miałam tylko jedne zajęcia, a nazajutrz siedziałam na uczelni aż do 20. Raz wstawałam o 7, raz o 10. Tutaj wstaję o 6.20. No dobra, o 6.20 to dzwoni mój budzik. Ja wstaję nieco później... Sądziłam, że to wczesne wstawanie będzie prawdziwym piekłem, ale tak bardzo trudno to było mi tylko w pierwszym tygodniu. Dobry rytm zdecydowanie poprawia samopoczucie. To dlatego jest on tak ważny w przedszkolu...
Zaczynamy o 8.30 taką piosenką:

Dzień dobry, ptaszki, dzień dobry, przyjaciele
Obudźcie się, świeci już słonko
Kuku, kuku
Dzień dobry, ptaszki, dzień dobry, przyjaciele
Zaraz zacznie się dobry dzień
Dzień dobry, dzień dobry...
Dzień dobry, Dalva! Dzień dobry, Achilles! Dzień dobry, Léon! Dzień dobry, Alexandre! Dzień dobry, Sofia! Dzień dobry, Maellia! Dzień dobry, Louise! Dzień dobry, Louise! Dzień dobry, Abigaelle! Dzień dobry, Abel! Dzień dobry, Milo! Dzień dobry, Baptiste! Dzień dobry, Jeanne! Dzień dobry, Lili! Dzień dobry, Lory! Dzień dobry, Kasiu!

Potem dzieci bawią się, jak im się podoba (to bardzo ważne!), a ja i Lory zajmujemy się czymś takim, żeby dzieci mogły nas naśladować i nam pomagać: kroimy owoce, robimy ciasto na tort lub chleb, czyścimy deski do malowania, przygotowujemy kanapki na drugie śniadanie (z chleba, który same pieczemy dzień wcześniej z dziećmi!). Po zabawie dzieci rysują, robią chleb, malują... Jemy drugie śniadanie i idziemy bawić się na dwór (niezależnie od pogody): ta zabawa także nie jest w żaden sposób organizowana. Potem jest opowiadanie historii i "obiad". Po "obiedzie" wszyscy idą spać (ja też!).


Lili fait une tartine au miel.
Lili robi kanapkę z miodem.

Abel et Dalva.
Abel i Dalva.

Nos tartines: au miel, au beurre de cacahuète, au sirop de Liège, à la confiture...
Nasze kanapki: z miodem, z masłem orzechowym, z syropem z Liège, z dżemem...

Lory coupe le pain.
Lory kroi chleb.
Petits escargots...
Ślimaczki...

On fait de la peinture.
Malujemy.

Peu importe le temps qu'il fait.
Niezależnie od pogody.
Le jour qui est différent des autres, c'est le mercredi. Avant 9 heures, on part à la promenade qui dure environ 3 heures. Ah, que c'est gai !

Dzień, który różni się od innych to środa. Przed 9 wyruszamy na trzygodzinny spacer. Ależ jest wesoło!
Bonjour, Cheval !
Dzień dobry, Koniku!


 Louise et moi.
Louise i ja.




Ah, le ciel belge...
Ach, belgijskie niebo...


Un pique-nique sous la pluie !
Piknik w deszczu!

Mais moi, j'suis trop contente!
Ale ja jestem zadowolona!


Le 15 septembre j'ai assisté à une belle fête tournaisienne: la Grande Procession. Les origines de cette tradition remontent au XIe siècle : la cité est alors touchée par une épidémie de peste. Les Tournaisiens cherchent du secours auprès de la Vierge Marie. L'évêque ordonne une procession de pénitence : c'est ainsi que le fléau disparaît. Depuis ce moment-là, chaque année, le deuxième dimanche de septembre, les Tournaisiens parcourent leur ville dans un cortège plein de couleurs.
15 września brałam udział w pięknym święcie w Tournai, Wielkiej Procesji. Jest to tradycja, której początki sięgają XI wieku: miasto było wówczas dotknięte przez epidemię dżumy. Mieszkańcy Tournai szukali ratunku u Najświętszej Maryi Panny. Biskup nakazał procesję w celu przebłagania za grzechy. Zaraza zniknęła. Od tamtej pory, co roku, w drugą niedzielę września mieszkańcy Tournai przemierzają miasto w procesji pełnej kolorów.

W roku 1090 dżuma niszczyła Tournai. Najświętsza Maryja Panna od Chorych wyzwoliła miasto od zarazy.





Depuis deux semaines, je n'habite plus seule dans mon petit appartement charmant : le 7 septembre, Paola est arrivée ! Paola est mi-colombienne mi-espagnole : née en Colombie, elle a habité également aux Îles Canaries et à Madrid. Elle est, comme moi, une volontaire SVE et travaille à la crèche. Je crois qu'elle me sera un véritable rayon de soleil dans ces brouillards belges ! Pour le moment, on parle plutôt espagnol, mais on travaille dur sur son français... C'est marrant comme je mélange les deux langues !

Od dwóch tygodni nie mieszkam już sama w moim uroczym mieszkanku: 7 września dołączyła do mnie Paola. Paola jest w połowie Kolumbijką, w połowie Hiszpanką. Urodziła się w Kolumbii, lecz później mieszkała także na Wyspach Kanaryjskich i w Madrycie. Jest, tak jak ja, wolontariuszką EVS i pracuje w żłobku. Myślę, że będzie tu dla mnie prawdziwym promyczkiem słońca pośród belgijskich mgieł! Na razie gadamy raczej po hiszpańsku, ale ciężko pracujemy nad jej francuskim... To zabawne, jak mieszam teraz dwa języki!
Paola et le panorama de Tournai du beffroi.
Paola i panorama Tournai z wieży obronnej.


Lilit, contente d'avoir mangé du chocolat belge et Paola, épuisée d'avoir étudié le français.
Lilit jest zadowolona, bo najadła się belgijskiej czekolady, a Paola jest wykończona, bo uczyła się francuskiego.

Les exercices de phonétique avec Amina.
Ćwiczenia z fonetyki z Aminą.
Et enfin, le mardi dernier, ma meilleure amie, Ola, est venue en Belgique ! Elle m'a quittée aujourd'hui, je suis donc très triste... (au moment où j'écris ces mots, elle doit être déjà aux environs de l'aéroport de Cracovie dans son avion qui est tombé en panne et qui est en retard...). Voici quelques photos de son séjour chez moi :
A na koniec: w zeszły wtorek moja najlepsza przyjaciółka Ola przybyła do Belgii! Opuściła mnie dziś, jestem więc bardzo smutna... (w chwili, gdy piszę te słowa, powinna być już w okolicach Balic w swoim zepsutym, opóźnionym samolocie...). Oto kilka zdjęć z pobytu Oli:
La promenade de mercredi.
Środowy spacer.

Des frites belges !
Belgijskie frytki!

Tournai by night.




Rien que pour mes amies romanistes...
KOLEŻANKI ROMANISTKI: PAN TYLUS MÓWIŁ NAM PRZECIEŻ, ŻE W TOURNAI SĄ FAJNE RĘKOPISY!!!! :)

Lille, czyli wycieczka do Francji :)


Palais des Beaux-Arts, Lille.




Une femme qui tricote...
Pani robi na drutach...

Sonia Delaunay...

J'admire les vaches de Van Gogh...
Podziwiam krowy Van Gogha...

Les voilà...
Oto i one...

Zmierzch w Lille



Dans le train Lille-Tournai...
W pociągu Lille-Tournai...
Un dimanche après-midi sur la Grand-Place de Tournai...
Niedzielne popołudnie na Grand-Place w Tournai...

Paola et Ola.
Paola i Ola.

Le carillon ! J'ai eu une inimaginable chance de jouer une chanson polonaise au carillon de Tournai... ! C'est vrai !!!!
Karylion! Miałam niewyobrażalne szczęście i zagrałam Wlazł-Kotka na tournaisiańskim karylionie! Poważnie! Całe miasto słyszało! Takie rzeczy tylko z Olutkiem... :)

Et voilà, c'est tout ! Je vais coudre des poupées... A bientôt !

No i tyle! Idę szyć lalki... Na razie!